Bycie sam na sam z własnymi myślami, choćby tylko przez 15 minut, wywołało dyskomfort u większości uczestników eksperymentu, którzy to woleliby raczej zaangażować się w coś nieprzyjemnego niż brać udział w tym doświadczeniu. Niektórzy, zwłaszcza mężczyźni, preferowali nawet zadawać sobie małe, lecz dokuczliwe porażenia prądem elektrycznym, żeby tylko wymigać się od wykonywania powierzonego im zadania.
Niczym niezmącona myśl? Dla wielu z nas to prawie to samo co tortura. Bycie sam na sam z własnymi myślami jest odbierane jako stan tak niepokojący, że wiele osób woli angażować się w coś nieprzyjemnego, nawet zadawać sobie niewielki ból, niż pozwolić umysłowi działać w totalnej samotności. Taki wniosek został sformułowany w wyniku eksperymentu przeprowadzonego przez psychologów z Uniwersytetu Virginia w Charlottesville w celu zbadania zdolności do odłączenia się od otoczenia, w którym się przebywa i skupienia się na sobie i swoich własnych myślach.
Jak czytamy w artykule opublikowanym na łamach Science, Timothy Wilson i jego koledzy zastanawiali się, na ile może być atrakcyjny ten „tryb domyślny” aktywności mózgu i dlatego też stworzyli 11 wariantów eksperymentu, podczas którego jedynym zadaniem uczestników było spędzenie krótkiego okresu czasu – od 6 do 15 minut – sam na sam w pustym pokoju, na nierobieniu nic poza myśleniem, oddawaniem się refleksji lub marzeniom.
“Prawdopodobnie osobom, które lubią spędzać czas pogrążeni we własnych myślach, wyniki przedmiotowego badania wydadzą się zaskakujące, ale jego uczestnicy wyraźnie dali do zrozumienia, że woleliby poświęcić się robieniu czegoś, czegokolwiek, byleby nie zostać sam na sam ze swoimi myślami, nawet przez krótki okres czasu”, mówi Wilson.
Na pytania stawiane przez naukowców w kolejnej fazie badania większość uczestników odpowiedziało, że miało trudności z koncentracją i że ich umysł błądził. W wariantach eksperymentu, w których ćwiczenia należało zrobić w domu, aż jedna trzecia uczestników przyznała, że „sprzeniewierzyła się” wytycznym zadania, angażując się w jakąś czynność, np. w słuchanie muzyki, zabawę telefonem komórkowym lub chociażby wstając z krzesła.
Większość badanych stwierdziła również, że doświadczenie to nie sprawiło im żadnej przyjemności: „Przebywanie w samotności z własnymi myślami przez 15 minut”, piszą naukowcy, „wywołuje najwidoczniej taką niechęć, że skłaniało to wielu uczestników do zadawania sobie (lekkich, choć nieprzyjemnych) porażeń prądem” (za pomocą urządzenia generującego tego typu efekt, zostawionego niby przypadkiem przez autorów badania w pomieszczeniu, w którym przeprowadzano eksperymenty). Co ciekawe, uczestnicy badania wypowiadali się wcześniej, że chcieliby uniknąć zadawania sobie tego swoistego bólu, nawet za cenę zapłaty jakieś sumy pieniędzy. Do tego wybiegu, pozwalającego czmychnąć od natłoku własnych myśli, uciekło się 67% mężczyzn i 25% kobiet. Różnica ta wynika prawdopodobnie z większej skłonności mężczyzn do szukania nowych i silnych wrażeń, wykazanej już przez inne poprzednie badania.
Dokładne przyczyny trudności przebywania sam na sam z własnymi myślami nie są jeszcze znane. Marzenia na jawie i fantazjowanie zdarza się każdemu, ale najwidoczniej sprawia przyjemność tylko, jeśli przytrafia się spontanicznie, a nie „na żądanie”: „Umysł jest tak zaprojektowany, aby nawiązać kontakt ze światem i nawet, gdy jesteśmy sami, celem jest zazwyczaj świat zewnętrzny”, wyjaśnia Wilson. „A bez praktykowania medytacji lub technik kontrolujących myśli, większość osób woli angażować się w czynności skierowane na zewnętrz umysłu”.
Tyle naukowcy, a ja dodam od siebie: nie bójmy się własnych myśli, nauczmy się je okiełznać! Gdy mamy okazję przebywać sam na sam w oazie naszego umysłu, nie szukajmy na siłę „wypełniaczy czasu”, ale parę razy odetchnijmy głęboko, wypuśćmy mocno powietrze, wypychając stres i negatywne emocje na zewnątrz, i popłyńmy śmiało w kreatywne wizualizacje wypełniające nas szczęściem. 🙂
Źródło: Science